Suna to wspaniała wioska. Wszystko tu zbudowane
jest z piaskowca, co daje zdumiewający efekt. W samym środku miejscówki znajduje
się ogromny budynek, w którym przesiaduje Kazekage. Ponadto do owego budynku
prowadzi dziewięć dróg, które symetrycznie dzielą Sunę.
Wkroczyliśmy do wioski. Na horyzoncie widać było
zachodzące Słońce. Niebo przybrało krwistą barwę. Przed nami rozciągała się
długa ulica prowadząca do siedziby Kazekage. We wszystkich domach świeciło się
światło, ulice natomiast świeciły pustkami. Gdzieniegdzie tylko można było
dostrzec patrolujących wioskę Shinobi. Zaprowadzono nas do wielkiego budynku,
który był najprawdopodobniej czymś w rodzaju hotelu. Byłem bardzo zaskoczony jego
wnętrzem. Wszystkie ściany były pomalowane na biało. Pośrodku pomieszczenia
stało biurko, przy którym stał wysoki, szczupły mężczyzna z ciemną bródką. Shinobi,
który nas tu przyprowadził podszedł do niego i oznajmił:
- To zwiadowcy z Konohy. Przynieśli ważne
dokumenty panu Kazekage. Proszę daj im klucz do trzech pokoi w dobrym stanie.
Mężczyzna bez słowa podał nam pięć kluczy, po
czym wskazał palcem kręte schody w górę. Na piętrze znajdywały się nasze
pokoje. W moim pokoju stało wielkie łóżko, na którym natychmiast się rozparłem.
Byłem tak wycieńczony i zahartowany podróżą, że momentalnie zasnąłem.
Około dziewiątej obudził mnie Taizo. Wstałem i
rozejrzałem się po pomieszczeniu. Na szafce obok łóżka leżała duża porcja Ramen’u.
- Jedz, to dla ciebie – powiedział Taizo
domyśliwszy się, że jestem bardzo głodny. Po posiłku udaliśmy się na zewnątrz
gdzie czekała na nas reszta. Jiro wyglądał na bardzo zaspanego. W świetle dnia
wioska wyglądała jeszcze piękniej. Miała bardzo odmienną architekturę. Ayako
przybrała bardzo poważną minę. Wyglądała na gotową do walki w każdej chwili. Na
wszystkich patrzyła podejrzliwie. Staliśmy w ciszy, podziwiając wioskę. Po kilu
minutach podeszła do nas dziewczyna z nieco mniejszym od niej chłopcem. Oboje
przywitali się.
- Nazywam się Tsuki, a to jest mój brat Kiichi.
Jesteśmy geninami z Suny, Kazekage poprosił nas abyśmy was przyprowadzili.
Wszyscy przywitaliśmy się i przedstawiliśmy, po
czym ruszyliśmy do siedziby Kazekage.
- Tsuki wyglądasz na starszego od Kiichi'ego –
zauważyła Reira.
- Tak, masz rację. Jestem starsza o dwa lata.
- Mimo to nadal jesteś geninem?
- Tak. Nie chodzi o to, że nie zdałam dwa razy.
Po prostu nie przystąpiłam do egzaminu za pierwszym razem, a podczas trwania
następnego byłam bardzo poważnie chora – wyjaśniła Tsuki
- W tym roku wszyscy za wyjątkiem Ayako również
przystępujemy do egzaminu. Szczerze mówiąc to te dokumenty dotyczą właśnie
egzaminu – wtrąciłem się.
Właśnie dotarliśmy do siedziby Kazekage.
Rodzeństwo zaprowadziło nas do wnętrza budynku gdzie oczekiwał nas Gaara. Mężczyzna
wyglądał bardzo sympatycznie. Miał czerwone włosy, co dziwne nie miał brwi. Na
jego czole wytatuowany był znak głoszący: „Miłość”. Nasz widok poderwał go z
rutyny codzienności. Kage podniósł się z miejsca i lekko dygnął:
- A więc to wy jesteście naszymi gośćmi z
Konohy. Proszę siadajcie.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było
stosunkowe niewielkie. Oprócz dużego biurka pełnego różnorakich dokumentów
znajdowały się tu dwie duże szafy. Musiało to być coś w rodzaju archiwum lub
czegoś podobnego. Wszyscy prócz Ayako usiedli. Dziewczyna natomiast podeszła do
pana Gaary i wręczyła mu zwój. Mężczyzna rozwinął go i zaczął czytać w
skupieniu. Przez cały ten czas siedzieliśmy w ciszy.
- Przygotowanie odpowiedzi chwilę potrwa – Gaara
posępnie wyjrzał zza zwoju. - Chyba nie jesteście zdziwieni, że Egzamin na
Chunin'a zostanie przyśpieszony.
- Spodziewaliśmy się tego. – Ayako raz po raz tupotała
nogą o drewnianą podłogę. – Zatem kiedy się odbędzie?
- Za dwa miesiące. Jesteście geninami, prawda?
- Tak – odpowiedzieliśmy chórem
- A więc mam nadzieję, że będziemy was gościć na
egzaminie w tym roku – uśmiechnął się. – Możecie odejść. Poślę po was kogoś,
kiedy wszystko będzie gotowe
Na zewnątrz cały czas stali Tsuki i Kiichi.
Oboje bardzo chcieli oprowadzić nas po ich wiosce. Wraz z Jiro i Kiichi'm
ruszyliśmy w stronę ,,Starożytnych Korytarzy”, które chłopak bardzo chciał nam
pokazać. Ayako i Reira poszły gdzieś z Tsuki, a Taizo postanowił samotnie
zwiedzić Sune. Kiichi zaprowadził nas na obrzeża wioski.
- To tu znajdują się te korytarze? - zapytał
Jiro
- Tak, musimy tylko zejść w dół – odpowiedział
chłopak wskazując na długą głęboką dziurę w dół.
- Nie widzę dna. Musimy tam schodzić? – Jiro zwątpił.
Mały chłopczyk wpadł w letarg. Namysł zabrał mu dobre kilka minut.
- Jeżeli pękacie, nie musimy tam schodzić… Tylko,
że naprawdę chciałem pokazać wam co jest wewnątrz tej dziury - powiedział nieco
zawiedziony
- Ja bardzo chcę zobaczyć wnętrze. Potrafię
kontrolować chakrę, więc zejście w dół to dla mnie bułka z masłem. Przydało by
się tylko jakieś źródło światła – stwierdziłem.
- Wnętrze jest oświetlone. Na pewno zadowoli cię
to, co zobaczysz – odparł z słyszalną radością w głosie. - A ty Jiro idziesz?
- No dobra, niech wam będzie
Kilkanaście minut schodziliśmy w dół. Dało się
już dostrzec blade światło. Jednak nie było one na tyle jasne, aby zauważyć coś
w ciemnościach. Usłyszałem szmer z góry. Coś najwyraźniej spadało. Obejrzałem
się i zauważyłem czyjąś sylwetkę lecącą prosto na mnie. Było już za późno na
jakiekolwiek uniki, więc mimo panicznych prób ucieczki zostałem pociągnięty na
dół. Na moje szczęście nie byliśmy już na wysokości grożącej życiu lub jakimiś
poważnymi obrażeniami. Gdy znalazłem się już na dnie dołu postanowiłem
sprawdzić przez kogo zostałem zepchnięty. Tym kimś okazał się Kiichi.
- Co robisz człowieku? Chciałeś mnie zabić?!
- Przepraszam. Skończyła mi się chakra. Nie
jestem zbyt dobry w kontrolowaniu jej więc na to zejście zużyłem… - nie zdążył
skończyć. Usłyszeliśmy huk, a później jakieś szepty. Postanowiliśmy to
sprawdzić. Przeszliśmy przez wąski oświetlony już korytarz. Szepty były coraz
głośniejsze i z tego co udało mi się zrozumieć znaczyły coś w rodzaju: ,,Uważaj
baranie, musimy być cicho!”.
- Kto to może być? – spytałem Kiichi'ego
- Nie mam pojęcia, musimy to szybko sprawdzić –
odpowiedział. Usłyszałem szmer. Automatycznie odskoczyłem, a w miejsce, w którym
wcześniej stałem uderzył kunai. Po chwili rozległ się wybuch. Kawałek korytarza
został zniszczony, a my dość mocno odrzuceni .
- Chłopaki żyjecie? - zapytałem. Obaj to
potwierdzili. Najwyraźniej na nożu, którego uniknąłem znajdowała się wybuchowa
notka. Kiichi zaczął się zastanawiać. Po chwili stwierdził:
- To nie są Shinobi Suny
- W takim razie… Uwaga! Sufit! – wrzasnąłem.
Cała nasza trójka wycofała się. Ledwo co uchroniliśmy się przed zagrożeniem.
- Cholera zapomnieliśmy, że jesteśmy pod ziemią.
Musimy uważać – stwierdził Jiro
- Nadlatują kolejne kunai! – krzyknął Kiichi.
Jiro stworzył blok ziemi, w który uderzyła broń wroga. Znowu rozległ się wybuch
. Stworzyłem dwa klony i wysłałem je w stronę oponenta.
- To da nam trochę czasu. Jiro dasz rade zrobić
przejście w tej ścianie?
- Chyba tak – odpowiedział, zaczynając formować
pieczęcie. Nagle do głowy wpłynął mi stos informacji o wrogu. Postanowiłem od
razu podzielić się nimi z przyjaciółmi.
- Cztery
- Cztery?
– Jiro uniósł brew.
- Jest
ich czterech. Jeden z nich posługuje się
stylem ognia.
- Skąd to wiesz?
- Po zniknięciu cieniste klony przekazują ci
całą wiedzę i doświadczenie jakie zdobyły. Te dwa, które wysłałem wprzód
widziały napastników i zostały zniszczone przez jego ogniste techniki –
wyjaśniłem.
- Tunel gotowy – krzyknął Jiro. – Właźcie
szybko. Zaraz po tym jak weszliśmy Jiro zamknął wejście do tunelu dużym
dwumetrowym blokiem ziemi
- O, nie wiedziałem, że możesz stworzyć taki
wielki blok – zdziwiłem się.
- Ayako mnie tego nauczyła. Ale dość o tym,
skupmy się na tym co teraz.
- Masz rację – zgodził się Kiichi – Gdzie
prowadzi ten tunel?
- Chyba do kolejnego korytarza
Przebiegliśmy krótki korytarz wykopany przez
Jiro. Po drodze umieściliśmy kilka wybuchowych notek. Znajdywaliśmy się w
kolejnym korytarzu.
- Gdzie teraz?
- Wszystko jedno, musimy uciec.
- Czemu nie walczymy? – zapytał Kiichi
- Czy to nie oczywiste, mają przewagę liczebną –
odpowiedział Jiro. Za naszymi plecami usłyszeliśmy wybuch. Pułapka zadziałała.
Dużym plusem było to, że Kiichi był z nami, a on doskonale znał te korytarze.
Bez problemu doprowadził nas do wyjścia. Zaczęliśmy wspinać się górę. Za nami
dało się słyszeć krzyki, wróg musiał się już ocknąć. Miałem nadzieję, że wybuch
zniszczy wąski tunel Jiro i przeciwnicy zostaną zasypani, jednak surowiec, z
którego zostały zbudowane te korytarze okazał się zbyt mocny. Mniej więcej w
połowie drogi na górę z dołu wystrzelił ognisty pocisk. Jako, że szedłem
ostatni krzyknąłem:
- Idźcie, ja powstrzymam ten ogień.
Rozpocząłem formować pieczęci. Ogień zbliżał się
nieubłaganie. W ostatniej chwili zdążyłem użyć Wodnego Podmuchu, po czym
cisnąłem w dół dwa noże kunai z wybuchowymi notkami. To powinno ich zatrzymać,
pomyślałem. Rozpocząłem ponowną wspinaczkę. Obok mnie przeleciało w dół pięć
cieni. Byli to Shinobi Piasku. Przybyli w samą porę.
Na powierzchni Jiro i Kiichi rozmawiali z grupą
Ninja z Suny. Zjawił się nawet sam Kazekage. Moi przyjaciele zdołali już
wyjaśnić większość. Wrodzy Shinobi zostali złapani. Okazali się nimi dezerterzy
z kilku wiosek, którzy szukali łatwego zarobku na zabytkowych przedmiotach.
Jeden z Shinobi podszedł do mnie i powiedział:
- Brawo! Daliście im popalić, to będzie
ostrzeżenie dla podobnych grup.
- Ale przecież to wy ich pokonaliście. My
staraliśmy się tylko uciec - odpowiedziałem
- Gdy zeszliśmy na dół cała czwórka leżała. Byli
strasznie poturbowani. Co takiego zrobiliście?
Byłem bardzo zdziwiony jego stwierdzeniem.
Najwyraźniej dwie wybuchowe notki musiały załatwić sprawę. Ale ci Shinobi na
pewno byli Joninami. Dziwne, że taki atak zranił ich tak znacznie. Był on też
bardzo łatwy do uniknięcia, chociaż biorąc pod uwagę szerokość dołu. Po kilku
minutach rozmyślań doszedłem do wniosku, że przeciwnicy nie spodziewali się
tego, że pośród nas jest ktoś kto da radę zatrzymać ich ognistą technikę i
spuścili gardę.
Zupełnie zapomniałem o rozmowie z Shinobi Suny.
Mężczyzna gdzieś zniknął. Najwyraźniej znudziło mu się czekanie aż mu coś
odpowiem. Dostrzegłem Reirę, Ayako i Tsuki. Rozmawiały z Jiro. Podszedłem do
nich, chwilę porozmawialiśmy o przed chwilą mających miejsce wydarzeniach, po
czym rozmowa przeszła do naszej misji. Ayako oświadczyła:
- Dostałam od Kazekage wiadomość do Hokage. Pan
Gaara poprosił, abyśmy jeszcze chwilę zostali w wiosce, bo musi przygotować
pisemne podziękowanie za pomoc z przestępcami
- Taizo o tym wie? - zapytałem
- Tak, spotkaliśmy go po drodze, wyruszymy około
godziny osiemnastej.
- Rozumiem, że resztę czasu możemy spędzić jak
nam się żywnie podoba – powiedział Jiro z przebijającą się w głosie nadzieją.
- Niech wam będzie, ale nie pakujcie się znowu w
jakieś tarapaty – Ayako pokręciła ostrzegawczo palcem wskazującym.
- A może wszyscy razem pójdziemy do pobliskiej
restauracji? – zaproponowała Tsuki – Mają tam świetne żarcie!
Wszyscy się zgodziliśmy. Zostało tylko znaleźć
Taizo.
Nie okazało się to zbyt trudne. Po kilku
minutach Taizo był już z nami. Cała nasza siódemka skierowała się do
restauracji polecanej nam przez Tsuki. Resztę popołudnia spędziliśmy na
wspólnym spacerowaniu po Sunie. Zbliżał się czas naszego powrotu do Konohy.
Dokładnie spakowaliśmy się. Dostaliśmy kilka ostrzy kunai i innych broni w
zamian za pomoc. Prócz zwoju z odpowiedzią dla Naruto, Kazekage podarował
każdemu z nas zwój, dzięki któremu można przyzwać Fuma Shuriken'a*. Co prawda nie umiałem posługiwać się nim zbyt
dobrze, ale wiedziałem jaką niszczycielską siłę może mieć.
Przed kanionem prowadzącym na bezkresne pustynie
otaczające wioskę spotkaliśmy Kiichi'ego i Tsuki. Rodzeństwo postanowiło nam
towarzyszyć przebyć Kraj Wiatru. Całą siódemką ruszyliśmy.
- To kiedy do nas znowu wpadniecie? - zapytała
Tsuki.
- Pewnie w okolicy Egzaminu na Jonin'a –
odpowiedziała Reira.
- Możemy być wtedy przeciwnikami – dodał Jiro. –
To, że się przyjaźnimy wcale nie znaczy, że damy wam wygrać
- To samo tyczy się was. Nie liczcie na
jakiekolwiek fory – rzekł Kiichi. – Będę tronował, aby stać się silny!
- My również – dodałem. Po dłuższej chwili
rozmowy nastała dość długa cisza. Od razu przypomniałem sobie o Shuzo. Opuściły
mnie wszystkie pozytywne emocje. W głowie pojawiły się najczarniejsze
scenariusze. Przecież oddział mojego brata liczył wielu silnych, wspaniałym
Shinobi. Jak wielka musiała być grupa, która ich zaatakowała i na dodatek byli
to ninja Skały, którzy zaatakowali również nas na poprzedniej misji.
Bardzo długo próbowałem wyjaśnić sobie tę
sytuację gdy naglę usłyszałem wybuch. Wszyscy obejrzeli się odruchowo.
Znajdywaliśmy się na granicy Kraju Ognia i Kraju Wiatru.
- To stamtąd! – krzyknęła Ayako wskazując palcem
na rozpoczynający się las.
- Musimy to sprawdzić – Jiro puścił się pędem w
stronę lasu.
- Stój! Czekaj! – Ayako usiłowała go zatrzymać,
ale sylwetka przyjaciela rozpłynęła się na horyzoncie.
- Taizo, Reira chodźcie, nie możemy puścić go
tam samego! – powiedziałem i cała nasza trójka ruszyła za nim.
- Mitsuo, my tu zostaniemy. Bądźcie ostrożni i
nie narozrabiajcie! – krzyknęła za nami Ayako. Po kilku sekundach dogoniliśmy
Jira. Całą czwórką wbiegliśmy do lasu. Spokojnie i cicho przemieszczaliśmy się
w miejsce starcia. Dostrzegliśmy Shinobi Konohy walczącego z kilkoma wielkimi
tygrysami. Zwierzęta te były najprawdopodobniej przez kogoś przyzwane, ponieważ
każde z nich miało na sobie jakąś cześć garderoby. Dwóch kamizelki, a trzeci
spodnie.
- To jeden z naszych – powiedziała Reira i
wybiega z prowizorycznej kryjówki.
- Czekaj! Co robisz? Nie ujawniaj się –
powiedział Taizo ale było już za późno. Dziewczyna użyła Bunshin no Jutsu i skierowała się w trzy różne strony. Rozpoczęła atak
na tygrysy. Minusem było to, że jej kopie były tylko złudzeniem optycznym i nie
mogły zadać żadnych obrażeń. Shinobi wrzasnął :
- Głupa! Uciekaj, nie masz żadnych szans!
Dostrzegłem kogoś na niebie. Postać zaczęła
formować pieczęć i użyła Shuriken Kage
Bushin. Setki shuriken'ów leciało w stronę Reiry, w zasięgu ich ataku
znajdował się również Shinobi. Tygrysy zniknęły. Najwyraźniej należały do osoby
z góry. Wyskoczyłem i użyłem Mizu Jutsu
burasuto. Woda pochłonęła Shurikeny. Reira i Shinobi byli bezpieczni.
Następny wyskoczył Taizo, który cisnął w powietrze kilka ognistych pocisków. Przeciwnik
z łatwością uniknął pocisków, jednak nie zauważył noża kunai, który wyleciał z
miejsca, w którym znajdywał się Jiro i trafił go w ramię. Mimo rany postać po
mistrzowsku wylądowała na ziemi. Dopiero teraz miałem szansę przyjrzeć się
przeciwnikowi uważniej. Był bardzo wysoki. Miał zakrytą twarz. Na jego czole
widniała opaska z bardzo dziwnym znakiem. Nie umiem określić co konkretnie on
przedstawiał. Nie był on ubrany w typowy strój Shinobi. Pierwszy raz widziałem
taki rodzaj kamizelki. Była bardzo ciemna, miejsami z czerwonymi elementami. Przez
pas przewieszone miał Tantō. Przeciwnik wyciągnął je i ruszył w naszą stronę. W
mgnieniu oka zaatakował Taizo. Rozpoczęli walkę. Jednak jego umiejętności
znacznie przewyższały nasze, toteż Taizo udało zablokować się tylko kilka
ciosów. Tajemniczy Shinobi kopnął go w brzuch, tak, że ten się skulił. Właśnie
miał zadać decydujący cios jednak jakimś cudem pojawił się tam Shinobi Konohy,
który w ostatniej chwili zatrzymał cios nożem Kunai. Taizo nie ociągał się i
podciął przeciwnika nogą. Wróg przewrócił się, a zaraz potem cisnął o ziemie
granat dymny. Przez chwilę straciłem z oczu całą trójkę. Po chwili Taizo i
Shinobi wyskoczyli z dymu.
- Dziękuję. Gdyby nie ty, byłbym trupem – wyrzęził
Taizo.
- Nie ma sprawy. Gdyby nie wy, ja też byłbym
trupem. Nazywam się Eiji, a ty pewnie jesteś Taizo.
- Skąd mnie znasz? – zdziwił się.
- Przecież mieszkamy w jednej wiosce. Znam was
wszystkich Ta dziewczyna to Reira, to Mitsuo, a ten tam to Jiro.
- Zgadza się – skinąłem głową.
- Dobra dzieci, teraz skupmy się na walce –
zarządził Eiji. Dym właśnie się rozpłynął. Po przeciwniku nie było śladu.
Wszyscy rozglądali się uważnie. Nagle spod ziemi wyszły czyjeś ręce i chwyciły nas
za nogi. Przeciwnik wyskoczył spod ziemi. Musiał stworzyć klony, bo ręce cały
na czas nas trzymały. Eiji chwycił Kunai i odciął ręce, które trzymały jego
nogi. Niestety nie zdążył nas uwolnić, bo przeciwnik cisnął w nas kilka
kamiennych głazów. On jednak zniszczył je za pomocą jakiejś techniki błyskawic.
Stworzyłem dwa wodne klony, które ruszyły w stronę wroga. Wszyscy pozostali już
się uwolnili jednak klon trzymający mnie wyskoczył z ziemi i zaczął dusić. Nie
miałem wyboru, musiałem użyć Haru ririsu
( z jap. Uwolnienie Haru) Skupiłem chakre w dłoni i uwolniłem się z uścisku
wroga niszcząc jego klona. Po skupieniu chakry w nogach nabrałem na szybkości
do tego stopnia, że bez problemu mogłem podbiec do przeciwnika w kilka sekund.
Zupełnie nie spodziewał się mojego natarcia toteż odniosło ona całkowity
sukces. Uderzyłem go pięścią w twarz. Padł na ziemie. Właśnie miałem użyć
zmodyfikowanej wersji Mizu Jutsu
burasuto. Byłem przyzwyczajony do tego, że przed użyciem silnych technik
wykrzykiwałem jej nazwę. Jednak nazwa: „Zmodyfikowana wersja Mizu Jutsu
burasuto” brzmiała trochę przydługo i głupio, toteż spontanicznie wykrzyczałem:
San Jutsu butasuto (Technika
kwasowego podmuchu) i cisnąłem w wroga strumieniem kwasu. Zupełnie się nie
spodziewał ataku takiego rodzaju. Próbował uciec, ale substancja i tak do
dopadła. Rozległ się głośny krzyk. Mężczyzna stracił lewą nogę i rękę. O dziwo
zaczął formować pieczęć jedną ręką. Stworzył dość dużego kamiennego stwora,
który podniósł go i zaczął uciekać. Nie miałem sił ich gonić. Ten atak w
całości wykorzystał moje siły. Eiji i Taizo doznali licznych ran, a Reira i
Jiro również nie zamierzali za nim ruszyć.
Wróciliśmy do Ayako. Tsuki i Kiichi zniknęli.
Najwyraźniej musieli wracać. Okazało się, że Ayako i Eiji świetnie się znali.
Nie wnikałem jednak w temat.
- To straszne! Musimy poinformować o tym Hokage
– powiedziała zdziwiona Ayako po wysłuchaniu naszej opowieści.
- Eiji możesz nam powiedzieć co się stało zanim
przybyliśmy? - zapytałem
- Nic szczególnego, Hokage poprosił mnie, abym
udał się do Kraju Skały przekazać pewną wiadomość Konohamaru…
- A więc mistrz Konohamaru jest w kraju Skały –
wtrąciłem się
- Dasz mi skończyć? - zapytał z pretensjami. Zamilkłem.
- Miałem udać się przez Kraj Deszczu i Kraj Niedźwiedzi bo… a zresztą nieważne.
Właśnie przechodziłem przez Kraj Rzek, gdy ktoś mnie zaatakował. Podczas
naszego starcia nic nie powiedział, a ja nie mam nawet przypuszczeń dlaczego
miałby to robić.
Rozpoczęliśmy drogę powrotną do domu. Wydawało
mi się, że większość z tego co się ostatnio wydarzyło jest ze sobą ściśle
powiązane, a może te wydarzenia to czyste przypadki? Teraz na pewno nie znajdę
odpowiedzi na to pytanie.
*duży
czteroczęściowy Shuriken , którego Sasuke i Naruto użyli przeciwko Zabuzie.
Od autora:
Bardzo przepraszam, że musieliście tak długo
czekać na kolejny rozdział. Miałem naprawdę wiele spraw na głowie i szczerze
mówiąc zapomniałem o blogu. Postaram się jednak poprawić i opublikować następny
rozdział w miarę szybko. Co do rozdziały to znajduje się w nim kilka
niewygodnych faktów do przedstawienia jak na przykład rozłożenie państw w
świecie Shinobi. Chciałbym jeszcze przeprosić za to, że zapomniałem o tym, że
Kraj Ogna i Kraj Wiatru oddziela Kraj Rzek. Dlatego nie ma o tym nawet wzmianki
w poprzednim rozdziale. Dziękuję za przeczytanie rozdziału i pozdrawiam.
Jack